Kiedyś jechałam metrem, dzwonię do kolegi i mowię mu jak sprawy stoją. "No i co teraz?" - tak właśnie zapytał. Ale sama nie wiedziałam. Chciałam to zostawić już gdzieś daleko i nawet się specjalnie nie zastanawiałam, co ma być, to będzie. "No nic" - tak odpowiedziałam. A potem jechałam dalej, pokonałam drogę z przystanku do domu, wstukałam kod do bramy, weszłam po schodach, i mimo, ze zanosiło się ma deszcz, to było całkiem ciepło, a drzewa jeszcze zielone. Pewnie miałam na sobie swoją białą koszulkę. Ale jak tylko drzwi się zatrzasnęły, to zdałam sobie sprawę, że nie ma "nic".
Zawsze jest "coś".
Czasami trzeba przystopować, przemyśleć kilka spraw, odnaleźć sens życia i jego cel, a później dążyć do tego. Kiedyś musi się udać... Zbaczanie z drogi to normalne. Byleby wrócić na właściwe tory. A czasami... czasami kilka dróg prowadzi do jednego celu, tylko krajobrazy po drodze są inne.
OdpowiedzUsuńCzasami życie trzeba potraktować spontanicznie, wyluzować się. Co ma być to będzie. Nie przejmować się nim, a czerpać radość. Łatwo powiedzieć, gorzej zdziałać. Szkoda że życie nie jest proste. Trzymaj się cieplutko!
OdpowiedzUsuńhttp://odnalezc-harmonie.bloog.pl/
Właśnie im bardziej traktuje to spontanicznie tym bardziej jestem niezadowolona. Wiadomo, nigdy nie bedzie idealnie, bo byłoby za łatwo i za nudno, ale kazdy ma wobec życia jakies oczekiwania i fajnie by było chociaz częściowo je spełnić. Staram się jak mogę i jestem juz na finiszu, ale trzeba przyznać, że ten koniec to tak na serio inny początek, jest tylko wierzcholkiem góry lodowej. I normalnie serce mnie boli jak widzę, ze robię co mogę a nic nie rusza do przodu i to nie z mojej winy, tylko kogoś innego, grgrgrgrgr! Dzięki za te komentarze, niby nic, ale jednak trochę pomagają :) Też się trzymaj!
OdpowiedzUsuń