niedziela, 22 czerwca 2014

He talks like his opinion is a simple fact

Okej, tym razem się udało. Aż do wczoraj. Wiecie co, na serio próbowałam być dobra, tak po prostu, nie myśląc o karmie i zwrocie tej dobroci tak jak to robię zazwyczaj, bo prawda taka, że jest to mocno interesowne. I co? Jak zwykle okazało się, że jak się ma dobre serce, to trzeba mieć twardą dupę. A jaką ja mam każdy widzi. 
Już lato. Uffff. 

czwartek, 15 maja 2014

Cold is the night

60.8kg! No i elegancko! Na serio jadłam mniej w tych dniach, ale właściwie wcale tego nie odczułam. Dobry obiad + małe śniadanie chyba mi służy. I prawie nie spacerowałam, ale właśnie jestem po egzaminie i do kolejnych zajęć mam 2,5h, a do domu nie chce mi się wracać, więc przejdę chociaż 5-7km. Jeśli spalę trochę kalorii to dzisiaj zjem coś ekstra, oczywiscie nic tłustego czy bardzo kalorycznego, tak tylko w granicach rozsądku. Ale powiem szczerze, że jestem pozytywnie zaskoczona, bo nie robiłam znowu aż tak wiele w stronę zarzucenia wagi, a raczej robiłam, ale jako wyrzeczenie traktowałam praktycznie tylko pierwszy dzień, wczoraj i dzisiaj jest już lajtowo i z górki - tak jakbym robiła to od zawsze. Tym bardziej obawiam się napadu, bo to wszystko zepsuje i boję się, że tej równowagi jaką mam teraz już nie odzyskam. Dojście do niej duzo czasu mi zajęło, mimo, że finalnie nie okazało się to takie ciężkie. Dlatego nie chcę tego zniszczyć. Może przeznaczę jeden dzień w tygodniu na takie "rozsądne jedzenie"? Co myślicie? 

wtorek, 13 maja 2014

We set fire in a snow

61.4kg. Beka na głos. :D Zadziwiające, że to cholerstwo ani drgnie. No, ale trzeba czasu. Wczoraj napad, dzisiaj w miarę lekko. Tradycyjne śniadanie i paskudny obiad, za to nic poza tym. Może uda mi się utrzymać tendencję, a waga spadnie do 60kg. Oby!

sobota, 10 maja 2014

Z nudów zaczelam czytać sobie komentarze anonimów, czego wczesniej nie robiłam, bo zwyczajnie ich nie zauważałam. Słuchajcie, rozumiem, że każda z was jeszcze x czasu temu jadła tylko 300kcal, straciła koleżankę/ciocię/babcię drugiego stopnia poprzez małżeństwo, która jednocześnie była mężem waszego księdza proboszcza. Każda jest z wykształcenia lekarzem dietetykiem, monitoruje moje myśli, obserwuje mnie z ukrycia i wie ile kcal dziennie zjadam, mało tego - każda ma też jakieś zdolności profetyczne, bo przecież dobrze wiecie jak skończę! Fajnie, że tyle o mnie wiecie, ja sama chciałabym poznać moje ja na tyle, na ile wy je znacie. Wiem, że żyjemy w kraju, w którym "każdy wie lepiej" i gdzie się tylko czeka na porażkę drugiej osoby. Szkoda, że nikt wam nigdy nie powiedział, że każdy robi to, na co ma ochotę o ile nie zahacza to o życie kogoś innego. Owszem, dobrze jest próbować nowych rzeczy, ale jak nie macie o czymś pojęcia, to się zamknijcie, bo nie wiecie jak wygląda mój dzień, czy ćwiczę i ile zjadam kalorii. Komentarze w stylu "Na 300kcal dziennie pociągnięte jeszcze ze dwa miesiące a potem trumna" sobie darujcie, bo raz, że nie siedzicie przy mnie od lutego i codziennie nie wiecie ile jem, a dwa, że chyba każdy kto pisze takie coś musi być wykwalifikowanym lekarzem, który jednocześnie jest moim prowadzącym, bo skoro wiecie tyle o moim organizmie, to chyba tak musi być. Błagam was, nauczcie się patrzeć szerzej i miejcie trochę bardziej otwarte głowy. Nie generalizujcie i nie wrzucajcie każdego do jednej kategorii ze swoimi zmarłymi na anoreksję czy bulimię krewnymi czy koleżankami. 

Who is the alpha? And what is made of cloth?

Trochę mi nie wychodzi, a trochę tak. Ale boję się zważyć, zrobię to chyba dopiero jak będzie jakiś efekt. Zrobię kilka kilometrów do 12, bo potem jestem zajęta, ale po 17 znowu mogę iść na spacer. Może to coś pomoże. Moje menu składa się głównie z owoców (niestety w tym kaloryczne banany, jakoś ze dwa dziennie, bo wrzucam je do musli), musli i 0,5% jogurtu (jakieś 60kcal na 100g, ale znalazłam już taki, który ma tylko 40kcal, tyle że trochę mi po niego nie jest po drodze). Oprócz tego jem czasem obiad, ale jako, że nie jem mięsa w bardzo łatwy sposób mogę się z niego wywinąć. Zupa? No co ty, jest gotowana na mięsie. Grill zamiast obiadu? A, no to ja sobie coś "swojego" ugotuję. Kotlety? Zjem same ziemniaki. I tak dalej... Czasem jem chleb z serkiem czy z dżemem. Słodyczy poza napadami chyba wcale. Ale nie czuję żebym schudła, w ogóle. Może w nadchodzącym tygodniu jakoś mi się to objawi. Chociaż ze dwa kilogramy... 
Piszcie do mnie na gadu-gadu!

środa, 7 maja 2014

Transparent paper wings that float above me while I sleep.

Trochę nie wiem co i jak, trochę daję radę a trochę w ogóle. Oprócz bilansów, które są dobre w kratkę, to udaje mi się jako-tako ruszać się w sposób, który chociaz trochę je wyrównuje. 4 maja na przykład przeszłam 15 kilometrów. A dzisiaj 10. Ale i tak jestem trochę zła za wczoraj, bo zwaliłam sobie menu kilkoma rzeczami. No cóż, jutro też jest dzień.
Dużo myślę o tym, co będzie i nie cykam się wcale a wcale. Chyba moje życiowe przygody nauczyły mnie patrzeć na to wszystko z dystansem. Muszę znaleźć coś, czym w koncu zacznę się przejmować i robić to na serio. Bo jak na razie to raczej wszystko traktuję lekko. Czasem zbyt lekko.
Jak u ciebie?