sobota, 10 maja 2014

Z nudów zaczelam czytać sobie komentarze anonimów, czego wczesniej nie robiłam, bo zwyczajnie ich nie zauważałam. Słuchajcie, rozumiem, że każda z was jeszcze x czasu temu jadła tylko 300kcal, straciła koleżankę/ciocię/babcię drugiego stopnia poprzez małżeństwo, która jednocześnie była mężem waszego księdza proboszcza. Każda jest z wykształcenia lekarzem dietetykiem, monitoruje moje myśli, obserwuje mnie z ukrycia i wie ile kcal dziennie zjadam, mało tego - każda ma też jakieś zdolności profetyczne, bo przecież dobrze wiecie jak skończę! Fajnie, że tyle o mnie wiecie, ja sama chciałabym poznać moje ja na tyle, na ile wy je znacie. Wiem, że żyjemy w kraju, w którym "każdy wie lepiej" i gdzie się tylko czeka na porażkę drugiej osoby. Szkoda, że nikt wam nigdy nie powiedział, że każdy robi to, na co ma ochotę o ile nie zahacza to o życie kogoś innego. Owszem, dobrze jest próbować nowych rzeczy, ale jak nie macie o czymś pojęcia, to się zamknijcie, bo nie wiecie jak wygląda mój dzień, czy ćwiczę i ile zjadam kalorii. Komentarze w stylu "Na 300kcal dziennie pociągnięte jeszcze ze dwa miesiące a potem trumna" sobie darujcie, bo raz, że nie siedzicie przy mnie od lutego i codziennie nie wiecie ile jem, a dwa, że chyba każdy kto pisze takie coś musi być wykwalifikowanym lekarzem, który jednocześnie jest moim prowadzącym, bo skoro wiecie tyle o moim organizmie, to chyba tak musi być. Błagam was, nauczcie się patrzeć szerzej i miejcie trochę bardziej otwarte głowy. Nie generalizujcie i nie wrzucajcie każdego do jednej kategorii ze swoimi zmarłymi na anoreksję czy bulimię krewnymi czy koleżankami. 

2 komentarze:

  1. Ostatnio coraz częściej widzę takie komentarze na blogach, aż dziwne, że u mnie jeszcze się nie pojawiły. Trzeba je chyba po prostu zignorować, bo nawet odpisać, żeby się odczepił takiemu "anonimowi" się nie da.

    Trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, nie razi mnie sama idea hejtu czy komentowania, bo zakładając bloga się na to godziłam - jest w końcu publiczny. Ale nie ukrywam, że irytuje mnie to, że ktoś znając mnie z kilku notek uważa, że wie o mnie wszystko, łącznie z tym ile co i jak jem i tak dalej. Nie jestem "opętana" tymi myślami, nie narzucam sobie kar typu dwudniowy brak jedzenia jeśli zjem pół jabłka za duzo, ludzie, litości! Samego procesu odchudzania też jakoś "na życie i śmierć" nie traktuję, myślę, że to widać po moich notkach. Po prostu mnie wkurza, że są tacy, co myślą, że wszystko widzieli i wszędzie byli.

      Usuń